Parafia św. Antoniego z Padwy

w Zgoniu



3 września 1939

Początek cmentarza w Zgoniu - wywiad z panią Gertrudą Skrzypczyk

2 listopada 2007 roku, na naszym parafialnym cmentarzu dokonano odsłonięcia i poświęcenia Pomnika Pomordowanych Mieszkańców Zgonia. Pomnik ten powstał na grobach cywilnych ofiar pierwszych dni II wojny światowej. Pomysłodawcami pomnika były rodziny ofiar a fundatorem Urząd Miasta.

Pani Gertruda Skrzypczyk w chwili wybuchu wojny miała zaledwie 18 lat.
- Czułam wielki strach i lęk przed tym, co nadejdzie - wspomina pani Gertruda -
- Bałam się o swoją rodzinę. Wszyscy z niepokojem czekali momentu, w którym niemieccy żołnierze staną przed naszymi drzwiami. Chwila ta nadeszła szybciej, niż się spodziewaliśmy. Zaczęli podpalać nasze domostwo. Uciekaliśmy przez okno. Niemcy wrzucili do domu granat. Wszystko zaczęło się walić. Moja mama zakryła sobą najmłodszego 2-letniego brata. Odłamek bardzo mocno zranił jej nogę. Mojemu drugiemu bratu, który miał zaledwie 8 lat, odłamek ranił głowę… Dopiero we wtorek jechaliśmy do szpitala. Brata nie udało się uratować… Pozostali domownicy, w tym również i ja, byli ranni ale w mniejszym stopniu.

Działo się to w niedzielę, 3 września 1939 roku. Pani Gertruda opowiada, jak wojsko niemieckie dotarło do Zgonia:
- 1 września, od strony Gliwic przez Orzesze zaczęły nadciągać pierwsze oddziały wojsk niemieckich. Był to pierwszy piątek miesiąca. W tym dniu wielu mieszkańców zgromadziło się na I-piątkowym nabożeństwie w kościele. Niemcy spotkali się jednak z oporem żołnierzy polskich broniących linii bojowej Śmiłowice - Gostyń - Wyry. Polska linia oporu przebiegała na południowy wschód aż po rzekę Gostynkę. Gostyń stanowiła główny punkt oporu, dlatego też doszło w tej miejscowości do ciężkiej wymiany ognia artyleryjskiego. Stąd zniszczenia Gostyni, Wyr, sąsiednich miejscowości, w tym również Zgonia. Zaciekłe walki spowodowały wściekłość żołnierzy niemieckich nie tylko na wojsko polskie, ale i na ludność cywilną.

Trzeci dzień wojny zaczął się dla mieszkańców Zgonia spokojnie. Jednak słychać było echa walk w sąsiedniej Gostyni. Około godziny 11.00. od strony Mościsk nadjechały dwa auta Wermachtu, kierując się na Woszczyce. Zgromadzonym przy kościele mieszkańcom Zgonia żołnierze dawali gestami znaki, żeby sie rozejść. Ludzi ogarnął strach i w popłochu zaczęli udawać się do domów. Jedynie staruszka, Franciszka Schcoda została w kościele, by jak zwykle samotnie odprawić Drogę Krzyżową.

Niebawem od strony Mościsk wjechała kolumna SS, składająca się z motocykli i samochodów. Zaczęli podpalać domostwa.Wieś ogarnęła łuna pożarów, których nie wolno było gasić. Najazd wojska niemieckiego był spowodowany fałszywym alarmem, w którego treści podano, że ktoś ostrzelał z wieży kościoła niemiecki samolot.
- Rzekomo tą osobą miała być Franciszka Schcoda. Niemcy wpadli do kościoła i zastrzelili modlącą się staruszkę, a jej zwłoki wywlekli na schody - wspomina pani Gertruda.

Były też inne niewinne ofiary.
- Franciszka Gorzawska zginęła od serii strzałów w okno. Osierociła 5-cioro małych dzieci. Jerzy Bomba został znaleziony martwy na polnej drodze. Jego ciało zostało przebite bagnetem. Jan Plichta został zastrzelony na polu, gdy próbował dogonić spłoszonego źrebaka. Kolejni zastrzeleni cywile to: Jan Jureczko, Szczepan Muras oraz Józef Marcisz. Pan Marcisz próbował gasić pożar w zabudowaniach siostry. Cudem śmierci uniknął Konrad Weisheller - dodaje pani Gertruda. - Jego życie uratowała żona Maria, która z dwojgiem malutkich dzieci, dowiedziawszy się, iż mąż został złapany przez Niemców, nie ważąc na niebezpieczeństwo pobiegła błagać o uwolnienie męża..

Rozkaz pacyfikacji wsi odwołano po godzinie.
- Człowiekiem, który uratował wieś od całkowitej zagłady był weteran I wojny światowej - Robert Kempka, znający dobrze język niemiecki. Nie myśląc o konsekwencjach, owinął miotłę białą tkaniną i trzymając ją wysoko przedostał się do sztabu niemieckiego wojska. Tłumaczył, że w Zgoniu nie było i nie ma wojska polskiego.
Po sprawdzeniu przez dowódcę informacji, okazało się, że faktycznie meldunek o ostrzale niemieckiego samolotu był fałszywy i akcję odwołano. Na koniec pani Skrzypczyk dodaje: - Ciała zamordowanych pogrzebano w zbiorowej mogile na polu pana Wilhelma Dyrdy.

Cmentarz jest ciągle żywym wspomnieniem wydarzeń sprzed sześćdziesięciu dziewięciu laty, a historie dramatycznych wydarzeń i niepotrzebnych ofiar są przekazywane w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Do dnia dzisiejszego na grobach pomordowanych mieszkańców zawsze pali się znicz...

Joanna Bortlik, dnia 29.09.2008r.