Historia

Początki parafii

Budowa

Idea budowy kościoła w Zgoniu zrodziła się już w 1861r., kiedy to mieszkańcy zwrócili się z pismem do Książęcego Wikariatu Generalnego we Wrocławiu z prośbą o odłączenie ich od macierzystej parafii w Woszczycach a przyłączenie do Suszca i otrzymali odmowną odpowiedź. Niestety pomysł budowy zamarł na wiele lat.

Gdy w październiku 1934r. ks. Andrzej Zając ogłosił w kościele w Woszczycach, że Zgoń ma zostać przyłączony do parafii Gostyń, po raz kolejny pojawił się plan budowy kościoła w Zgoniu. W tym celu ówczesny naczelnik gminy Karol Zacher, zwołał 29 września 1935r. w gospodzie Roberta Kempki zebranie, na którym powołano komitet budowy kościoła. Na kolejnych spotkaniach zdecydowano o miejscu budowy kościoła na gruntach podarowanych przez Maksymiliana Kopla, ponadto rozpoczęto zbiórkę pieniędzy oraz zdecydowano, że patronem zostanie św. Antoni Padewski.

13 kwietnia 1936r. ks. Andrzej Zając poświęcił teren pod budowę kościoła. 4 maja rozpoczęto budowę wg projektu architekta Jana Affa z Katowic. 21 czerwca 1936r. odbyło się poświęcenie kamienia węgielnego, którego dokonał kanclerz Juliusz Bieniek, późniejszy biskup. Odprawił on pierwszą w tym miejscu mszę świętą w asyście księży Maksymiliana Kreta i Szczepana Murasa.

Wydatki na budowę kościoła ograniczono do minimum. Za zebrane datki zakupiono w Żorach u właściciela cegielni Kutza cegły w ilości 130 tys. sztuk. On sam ofiarował 20 tys. sztuk. Mieszkańcy Zgonia przywozili je nieodpłatnie. Książe pszczyński ofiarował 130 m3 drewna. Codziennie do prac przy budowie stawiało się 30-40 osób. Dzięki dobrej organizacji oraz ofiarności parafian i wielu darczyńców, kościół został wzniesiony bardzo szybko.

13 czerwca 1937r. odbyło się poświęcenie kościoła pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy, którego dokonał proboszcz parafii w Woszczycach ks. Andrzej Zając. Poświęcony kościół był jeszcze nieukończony, ale odtąd można było odprawiać w nim nabożeństwa. Około 1948r. mieszkańcy Mościsk skierowali prośbę o przyłączenie ich do lokalii w Zgoniu. Lokalia została podniesiona do rangi parafii 20 grudnia 1957r. przez biskupa Stanisława Adamskiego i terytorialnie objęła obszar miejscowości Zgoń i Mościska.

Prace wykończeniowe

Prace nad wnętrzem podjęto zaraz po zakończeniu budowy. Niestety w pierwszych dniach wojny 1939r. kościół został poważnie uszkodzony. Żołnierze niemieccy ostrzelali wieżę kościelną a do wnętrza wrzucili granaty. Spłonęła zakrystia, ambona ze schodami, sufit i balaski. Malowane na tkaninie stacje drogi krzyżowej zostały pocięte bagnetami.

Ostatecznie prace renowacyjno - wykończeniowe podjęto dopiero w 1946 roku. Kuria Diecezjalna z Katowic udzieliła pożyczki. Przeprowadzono elektryfikację kościoła, wykończono i upiększono świątynię. W ciągu następnych kilku lat na czele z pierwszym proboszczem ks. Jerzym Raszką przeprowadzono kolejne prace poprawiajace wygląd kościoła, a w 1958r. teren wokół ogrodzono.

Wystrój wnętrza

Za sprawą księdza Jerzego Raszki surowe mury uzyskały zdobienia, które zachowały się do dnia dzisiejszego.

W głównym ołtarzu kościoła znajduje się figura patrona. Św. Antoni w swojej lewej ręce trzyma lilię a na jego prawej siedzi Dzieciątko Jezus. Trzyma ono w lewej rączce złotą kulę a prawą błogosławi. Po lewej stronie figury św. Antoniego znajduje się postać św. Józefa trzymającego za rękę Dziecię Jezus, zaś po prawej postać św. Anny pouczającej Najświętszą Maryję Pannę. Nad nimi znajdują się trzy figury wyobrażające Trójcę Świętą, u podnóża której spoczywa kula ziemska.

Boczne ołtarze zdobią płaskorzeźby przedstawiające Matkę Boską Częstochowską oraz Najświętsze Serce Pana Jezusa. Wykonał je znany grafik, malarz i rzeźbiarz oraz mistrz drzeworytu z Istebnej - Jan Wałach.

Na ścianach kościoła artysta Adam Bunsch z Krakowa - uczeń Józefa Mehoffera, czołowego malarza z okresu Młodej Polski, wykonał sześć fresków przedstawiających przypowieści Jezusa: "Panny roztropne i nieroztropne", „Robotnicy w winnicy Pańskiej”, „Syn Marnotrawny”, „Dobry Pasterz”, „Miłosierny Samarytanin” oraz „Siewca”. Adam Bunsch malował freski w wielu kościołach ale na Śląsku jego oryginalne dzieła zachowały się jedynie w Zgoniu. Ten sam artysta na pozłacanych deskach wykonał również stacje Drogi Krzyżowej.

Ozdobą kościoła są także witraże zakupione w firmie Henczel w Siemianowicach jeszcze w trakcie budowy a ufundowane przez mieszkańców wsi oraz księży.

Kolejni proboszczowie przy wsparciu mieszkańców parafii wykonali dalsze prace dekoracyjne oraz remontowe, dzięki którym kościół zyskał obecny, bogaty wystrój.


Kapliczki i krzyże

Krzyże przydrożne i kapliczki to pomniki sakralnej kultury, które są zarazem świadkami i pamiątką dziejów. Ustawiano je z reguły na skrzyżowaniach dróg, w miejscach objawień religijnych lub ważnych dla społeczności lokalnej wydarzeń. Stały się nieodłącznym elementem krajobrazu polskiego. Tradycja budowania kapliczek i stawiania krzyży jest nadal żywa, ciągle wznoszone są obiekty tego typu.

Wiele pięknych kapliczek i pamiątkowych krzyży znajduje się na terenie parafii.

Galeria zdjęć

Zdjęcia i opracowanie - Joanna Bortlik


3 września 1939

Początek cmentarza w Zgoniu — wywiad z panią Gertrudą Skrzypczyk

2 listopada 2007 roku, na naszym parafialnym cmentarzu dokonano odsłonięcia i poświęcenia Pomnika Pomordowanych Mieszkańców Zgonia. Pomnik ten powstał na grobach cywilnych ofiar pierwszych dni II wojny światowej. Pomysłodawcami pomnika były rodziny ofiar a fundatorem Urząd Miasta.

Pani Gertruda Skrzypczyk w chwili wybuchu wojny miała zaledwie 18 lat.
- Czułam wielki strach i lęk przed tym, co nadejdzie - wspomina pani Gertruda -
- Bałam się o swoją rodzinę. Wszyscy z niepokojem czekali momentu, w którym niemieccy żołnierze staną przed naszymi drzwiami. Chwila ta nadeszła szybciej, niż się spodziewaliśmy. Zaczęli podpalać nasze domostwo. Uciekaliśmy przez okno. Niemcy wrzucili do domu granat. Wszystko zaczęło się walić. Moja mama zakryła sobą najmłodszego 2-letniego brata. Odłamek bardzo mocno zranił jej nogę. Mojemu drugiemu bratu, który miał zaledwie 8 lat, odłamek ranił głowę… Dopiero we wtorek jechaliśmy do szpitala. Brata nie udało się uratować… Pozostali domownicy, w tym również i ja, byli ranni ale w mniejszym stopniu.

Działo się to w niedzielę, 3 września 1939 roku. Pani Gertruda opowiada, jak wojsko niemieckie dotarło do Zgonia:
- 1 września, od strony Gliwic przez Orzesze zaczęły nadciągać pierwsze oddziały wojsk niemieckich. Był to pierwszy piątek miesiąca. W tym dniu wielu mieszkańców zgromadziło się na I-piątkowym nabożeństwie w kościele. Niemcy spotkali się jednak z oporem żołnierzy polskich broniących linii bojowej Śmiłowice - Gostyń - Wyry. Polska linia oporu przebiegała na południowy wschód aż po rzekę Gostynkę. Gostyń stanowiła główny punkt oporu, dlatego też doszło w tej miejscowości do ciężkiej wymiany ognia artyleryjskiego. Stąd zniszczenia Gostyni, Wyr, sąsiednich miejscowości, w tym również Zgonia. Zaciekłe walki spowodowały wściekłość żołnierzy niemieckich nie tylko na wojsko polskie, ale i na ludność cywilną.

Trzeci dzień wojny zaczął się dla mieszkańców Zgonia spokojnie. Jednak słychać było echa walk w sąsiedniej Gostyni. Około godziny 11.00. od strony Mościsk nadjechały dwa auta Wermachtu, kierując się na Woszczyce. Zgromadzonym przy kościele mieszkańcom Zgonia żołnierze dawali gestami znaki, żeby sie rozejść. Ludzi ogarnął strach i w popłochu zaczęli udawać się do domów. Jedynie staruszka, Franciszka Schcoda została w kościele, by jak zwykle samotnie odprawić Drogę Krzyżową.

Niebawem od strony Mościsk wjechała kolumna SS, składająca się z motocykli i samochodów. Zaczęli podpalać domostwa.Wieś ogarnęła łuna pożarów, których nie wolno było gasić. Najazd wojska niemieckiego był spowodowany fałszywym alarmem, w którego treści podano, że ktoś ostrzelał z wieży kościoła niemiecki samolot.
- Rzekomo tą osobą miała być Franciszka Schcoda. Niemcy wpadli do kościoła i zastrzelili modlącą się staruszkę, a jej zwłoki wywlekli na schody - wspomina pani Gertruda.

Były też inne niewinne ofiary.
- Franciszka Gorzawska zginęła od serii strzałów w okno. Osierociła 5-cioro małych dzieci. Jerzy Bomba został znaleziony martwy na polnej drodze. Jego ciało zostało przebite bagnetem. Jan Plichta został zastrzelony na polu, gdy próbował dogonić spłoszonego źrebaka. Kolejni zastrzeleni cywile to: Jan Jureczko, Szczepan Muras oraz Józef Marcisz. Pan Marcisz próbował gasić pożar w zabudowaniach siostry. Cudem śmierci uniknął Konrad Weisheller - dodaje pani Gertruda. - Jego życie uratowała żona Maria, która z dwojgiem malutkich dzieci, dowiedziawszy się, iż mąż został złapany przez Niemców, nie ważąc na niebezpieczeństwo pobiegła błagać o uwolnienie męża.

Rozkaz pacyfikacji wsi odwołano po godzinie.
- Człowiekiem, który uratował wieś od całkowitej zagłady był weteran I wojny światowej - Robert Kempka, znający dobrze język niemiecki. Nie myśląc o konsekwencjach, owinął miotłę białą tkaniną i trzymając ją wysoko przedostał się do sztabu niemieckiego wojska. Tłumaczył, że w Zgoniu nie było i nie ma wojska polskiego.
Po sprawdzeniu przez dowódcę informacji, okazało się, że faktycznie meldunek o ostrzale niemieckiego samolotu był fałszywy i akcję odwołano. Na koniec pani Skrzypczyk dodaje: - Ciała zamordowanych pogrzebano w zbiorowej mogile na polu pana Wilhelma Dyrdy.

Cmentarz jest ciągle żywym wspomnieniem wydarzeń sprzed sześćdziesięciu dziewięciu laty, a historie dramatycznych wydarzeń i niepotrzebnych ofiar są przekazywane w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Do dnia dzisiejszego na grobach pomordowanych mieszkańców zawsze pali się znicz...

Joanna Bortlik, dnia 29.09.2008r.